Garden Egg to kolejny SALowy projekt, który z wielu powodów trafił w otchłanie wiklinowego kosza na długie zapomnienie.
Przede wszystkim muszę podkreślić, że było to moje pierwsze spotkanie z cieniowaną muliną. Wyszło jak wyszło - dla mnie to jajo to taki mały, ale bardzo pouczający koszmarek.
Muszę przyznać, że bardzo ciężko mi się kończyło haft. Myślę, że najbardziej przyczyniła się do tego kanwa - wtedy 14ct to była norma do stawiania xxx. Dziś 16ct to podstawa, ale bardzo chętnie sięgam też po 18ct. No i lewa strona obfituje w supełki, które również były na porządku dziennym.
Do rozwiązania pozostaje mi jeszcze kwestia dwóch plam, prawdopodobnie z herbaty - wtedy kawy jeszcze nie piłam...
Nie mam tez pomysłu na wykorzystanie tego haftu. Może kiedyś go wykorzystam z potrzeby chwili.
CZWARTY UFOk skończony!