Ostatnio nie mam ochoty na nic. Jakoś zmuszam się, żeby cokolwiek skończyć, bo kilka rzeczy zaczętych leży odłogiem.
W końcu zrobiłam mężowi zakładkę do książki - na froncie widnieje wiadomość z Arecibo wysłana w kosmos. Zrobiłam wzór na podstawie zdjęcia, ale osobiście nie wiem, czy poprawnie, bo znalazłam dwie wersje - tę, którą wyszyłam i jej lustrzane odbicie. W tym momencie już przepadło, a małż zadowolony.
Dziś 26. Hafciarski wtorek, wiec zmusiłam się do postawienia kilku krzyżyków. Wygrzebałam z otchłani kosza Zawieszkę z Mikołajem, o której ostatnio pisałam w styczniu. Do tej pory był to haft świąteczny, czyli taki, który od kilku lat powstawał tylko w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Teraz wyprasowana wyszywanka czeka na wykończenie...
Czeka, ale nie wiem czy się doczeka, bo zdemotywowały mnie moje pędzle do kleju - pomimo dość starannego, jak mi się wydawało mycia dziś okazało się, że mniejszy jest twardy jak skała a większy stawia opór przy nacisku, więc się moczą...
Wczoraj wysłałam upominki w obu wymiankach, w których biorę udział, ale zdjęć jeszcze nie mogę pokazać... Mam nadzieję, że przypomnę sobie o nich w odpowiednim terminie.
A teraz idę ratować mój chleb, którym mocno już w domu pachnie... A jeśli już tak kulinarnie, to nie mogłam dziś bawić się w kuchni w towarzystwie śledzi, bo zabrakło mi gazu w butli...
Niech ten wtorek się już skończy!